W latach 1942–1945 w Bietigheim-Bissingen istniał Durchgangslager für „ausländische Arbeitskräfte” – obóz przejściowy dla robotników przymusowych. Przez jego bramy przeszło według różnych szacunków nawet dwieście tysięcy osób, głównie Polaków, Rosjan i Ukraińców, ale także Holendrów, Francuzów, Belgów, Norwegów i Greków. Dla większości był to punkt pośredni przed wysłaniem do pracy w niemieckich fabrykach i gospodarstwach.
Decyzję o utworzeniu takiego systemu obozów podjęto po niepowodzeniu wojny z ZSRR, kiedy zaczęło brakować rąk do pracy. Hitler i Göring w październiku 1941 roku zgodzili się na masowe deportacje ludności z terenów wschodnich. Wkrótce powstała sieć obozów tranzytowych, w których przeprowadzano odwszawianie, badania i rejestrację deportowanych. Bietigheim wybrano ze względu na położenie przy ważnym węźle kolejowym i dostępne tereny przy stacji w rejonie Laiern. Burmistrz Holzwarth chętnie poparł projekt, licząc, że miasto otrzyma w zamian więcej robotników.
Budowę rozpoczęto na początku 1942 roku. Obóz obejmował początkowo 32 baraki, później rozrósł się do pięćdziesięciu. Planowano przyjąć 1200 osób, lecz w praktyce przebywało tam jednocześnie nawet 3700 więźniów. Całość otoczono ogrodzeniem z drutu kolczastego i podzielono na dwie strefy – „czystą” i „nieczystą”, zgodnie z rasową logiką niemieckich władz pracy.
Pierwsze transporty przybyły wiosną 1942 roku. Ludzi pędzono na stacje kolejowe w Polsce, na Ukrainie i w Rosji, często łapankami. Do Bietigheim trafiały też grupy z zachodniej Europy. Relacje świadków mówią o skrajnie brutalnym traktowaniu – o kobietach wyrwanych z rodzin, o dzieciach deportowanych razem z matkami.
Po przybyciu więźniowie kierowani byli na „nieczystą” stronę, gdzie przechodzili proces odwszawiania – zarówno ciał, jak i odzieży. Używano do tego gorącego powietrza i cyjanowodoru w komorach gazowych służących dezynsekcji. W tych samych pomieszczeniach odwszawiano żydowskich więźniów przewożonych z Auschwitz do obozu Vaihingen, którzy byli szczególnie upokarzani. Po kąpieli i dezynsekcji więźniowie trafiali na „czystą” stronę, gdzie fotografowano ich, pobierano odciski palców, sporządzano kartotekę i kierowano do dalszej pracy.
Warunki życia były fatalne. Więźniowie wspominali, że zupy z buraków cuchnęły tak, że trzeba było odwracać głowę przy ich wydawaniu. Chleb był twardy i zmieszany z trocinami. W latrynach wykopanych w ziemi roiło się od much. Brakowało wody, a wywożenie nieczystości często wstrzymywano z braku paliwa. Chorzy trafiali do osobnego baraku – „krankenrevieru”, który stał się miejscem licznych zgonów. Pierwszych pięćdziesięciu zmarłych pochowano w pobliskim Laiernwaldzie.
W obozie prowadzono też przymusowe aborcje. Od 1943 roku Bietigheim było centralnym miejscem takich zabiegów dla całego południowo-zachodniego Niemiec. Jedna z urzędniczek obozowych zeznała po wojnie, że w ciągu dwóch lat pracy odnotowała ponad tysiąc aborcji. W latach 1942–1945 w obozie przyszło na świat 262 dzieci – 217 rosyjskich, 29 polskich i kilkoro z innych krajów. Większość zmarła z głodu lub chorób; w aktach wymienia się ponad pięćdziesiąt zgonów niemowląt.
19 czerwca 1944 roku na terenie obozu powieszono dwudziestoletniego Wasilija Demenkę, robotnika Daimler-Benz, który ukradł parę butów. Egzekucję wykonano publicznie na rozkaz Gestapo, w obecności setek więźniów i lokalnych urzędników. Po wszystkim uczestnicy poszli do restauracji „Zum Adler” na „Leichenschmaus” – stypę po egzekucji.
W obozie przebywały także polskie zakonnice z Warszawy, deportowane po upadku powstania w 1944 roku razem z dziećmi z sierocińców. Wspomnienia jednej z nich opisują przyjazd do Bietigheim, improwizowaną mszę polową na terenie obozu i późniejsze wysłanie do pracy w fabryce włókienniczej w Neckarsulm.
Szacuje się, że przez obóz przewinęło się około 200 tysięcy osób. Był to jeden z największych ośrodków tranzytowych robotników przymusowych w południowych Niemczech. Dziś po tym miejscu nie ma śladu – teren zabudowano, a pamięć o obozie przetrwała głównie dzięki badaniom Christine Axmann i członkom lokalnego stowarzyszenia historycznego. Ich praca pozwala przywrócić głos ludziom, którzy przez Bietigheim przeszli tylko po to, by zostać zapomnianymi.
Opracowanie na podstawie badań Christine Axmann i materiałów Geschichtsverein Bietigheim-Bissingen.
Patronat honorowy:
© Ostoja Pamięci
autor projektu: Piotr Kentnowski • 2017–2025