Podczas pracy z dokumentami z Archiwum Arolsen – centralnym ośrodku dokumentacji nazistowskich prześladowań – natrafiłem na materiały, które rzucają bardzo niepokojące światło na los dzieci polskich robotnic przymusowych w Heidelbergu. Wśród dokumentów znajdują się zapisy dotyczące noworodków, przy których widnieje informacja, że dziecko urodziło się i zmarło tego samego dnia, a przy adnotacji o pochówku pojawia się zapis: „Leiche für wissenschaftliche Zwecke” – „zwłoki do celów naukowych”.
To nie jest już tylko ogólne podejrzenie. To biurokratyczny język, który wprost mówi, że ciało dziecka zostało włączone do obiegu „nauki”.
W dokumentach, które przeglądałem, nie ma prostego zdania: „przekazano do Instytutu Anatomii Uniwersytetu w Heidelbergu”. Ale w połączeniu z tym, co już wiemy o roli medycyny w III Rzeszy, dokumenty te pokazują, że również dzieci polskich robotnic przymusowych mogły stać się „materiałem” dla nauki – i że działo się to pod przykryciem sformułowań takich jak „martwo urodzone” czy „wykorzystane do celów naukowych”.
Dotychczasowe badania nad instytutami anatomii w czasach nazistowskich pokazują, że uczelnie były włączone w ideologię i praktykę reżimu. Wiadomo, że ciała ofiar nazistowskich zbrodni trafiały do instytutów anatomicznych jako „materiał” do nauki.
To już jest udokumentowane: medycyna uniwersytecka w III Rzeszy nie była tylko biernym obserwatorem, ale częścią systemu.
Dokumenty z Archiwów Arolsen, które miałem w ręku, dopowiadają do tego obrazu kolejny, bardzo bolesny fragment: los niemowląt urodzonych przez polskie robotnice przymusowe. Widzimy dzieci, które w dokumentach istnieją tylko jeden dzień – data urodzenia i śmierci jest ta sama – a przy ich zwłokach pojawia się dopisek: „wykorzystane do celów naukowych”.
Najważniejsze pytanie, które stawiają te dokumenty, brzmi: czy te dzieci naprawdę urodziły się martwe, czy raczej zostały doprowadzone do śmierci – przez zaniedbanie, złe traktowanie albo wręcz celowe działania? A może była to w praktyce odpowiedź na zapotrzebowanie medycyny na „materiał” do celów naukowych?
Z innych badań i świadectw wiemy, że dzieci robotnic przymusowych były w III Rzeszy traktowane jako „niepożądane”. Matki rodziły w nieludzkich warunkach: przepracowane, niedożywione, pozbawione opieki. Śmierć noworodków nie była „przypadkiem medycznym”, tylko częścią polityki.
W dokumentach z Arolsen, które przeglądałem, pojawiają się wpisy o dzieciach albo „martwo urodzonych”, albo zgonach w dniu urodzenia, połączone z formułą: „Leiche für wissenschaftliche Zwecke”.
W realiach nazistowskiej medycyny takie zapisy trzeba czytać bardzo ostrożnie. To nie jest neutralna notatka medyczna, lecz element systemu, który:
w pierwszym kroku odbierał dzieciom prawo do życia (przez warunki, zaniedbanie, przemoc),
w drugim kroku odbierał im nawet śmierć w spokoju, zamieniając ich ciało w tym przypadku w „materiał naukowy”.
Nie twierdzę, że każda taka karta to stuprocentowy dowód morderstwa. Ale wobec tego, co wiemy o nazistowskiej polityce wobec dzieci robotnic przymusowych, nie mamy żadnego powodu, by ufać tym rubrykom na słowo. Bardziej uczciwie jest traktować je jako część biurokratycznego języka, który miał zasłaniać prawdziwy charakter tych zgonów.
Dokumenty, które widziałem, nie zawierają jednoznacznej adnotacji: „przekazane do Instytutu Anatomii w Heidelbergu”. Takich prostych zdań w archiwach raczej się nie znajdzie – ten system był zbyt doświadczony w tuszowaniu.
Ale trzeba wziąć pod uwagę kontekst:
mówimy o Heidelbergu,
mówimy o dzieciach polskich robotnic,
mamy wprost zapisane, że ich zwłoki „wykorzystano do celów naukowych”,
wiemy, że w III Rzeszy transporty zwłok do instytutów anatomicznych były rutyną,
wiemy, że uniwersytety korzystały z ciał ofiar nazistowskiego systemu.
W takim kontekście nie można wykluczyć, że przynajmniej część tych dzieci trafiła do placówek medycznych jako „materiał”. Nie twierdzę, że mamy już pełny łańcuch dowodów łączących konkretną kartę z konkretnym stołem prosektoryjnym.
Za każdym takim wpisem – „Leiche für wissenschaftliche Zwecke” – stoi konkretne dziecko, konkretna polska matka robotnica przymusowa, konkretne miejsce (albo brak miejsca) pochówku.
Te dzieci najpierw przyszły na świat w warunkach, które same w sobie były formą przemocy. Potem zapisano je w dokumentach tak, jakby ich życie nic nie znaczyło – kilka słów w rubryce. A na końcu ich ciała mogły zostać potraktowane jak rzecz, jak „materiał” dla uniwersyteckiej nauki.
Ta informacja nie jest tylko kolejnym detalem z historii III Rzeszy. To dotyka bardzo konkretnej grupy ofiar: dzieci, które nigdy nie dostały grobu z imieniem, których życie zamknęło się w jednym dniu i kilku słowach na kartce.
Członek zbiorowy:
Patronat honorowy:
© Ostoja Pamięci
autor projektu: Piotr Kentnowski • 2017–2025