ARCHIWUM POLSKICH GROBÓW WOJENNYCH W NIEMCZECH - BADENIA I WIRTEMBERGIA
Nie jestem zawodowym historykiem. Nie pracuję dla żadnej instytucji państwowej. A jednak od lat szukam, dokumentuję i opisuję polskie groby w Niemczech – te, które jeszcze istnieją, i te, których już dawno nie ma. Robię to, bo wierzę, że pamięć nie jest tylko sprawą przeszłości. Jest sprawą teraźniejszości. I sprawą odpowiedzialności.
W czasie II wojny światowej setki tysięcy Polaków trafiły do Niemiec jako robotnicy przymusowi. Wielu z nich zmarło na obcej ziemi – z wycieńczenia, w wyniku chorób, bombardowań i rąk swoich oprawców. Chowano ich często na uboczu, bez imienia, bez krzyża, bez prawdziwego pożegnania.
Dziś, po 80 latach, wiele z tych grobów zostało zapomnianych, zlikwidowanych, przykrytych warstwą trawy lub czasu. Ale są też miejsca, które przetrwały – dzięki uporowi lokalnych mieszkańców, archiwistów, rodzin, czasem przypadkowym odkryciom albo po prostu dzięki zwykłej ludzkiej uczciwości.
Część z nich, to nie są opowieści z zamkniętym zakończeniem. To historie, które wciąż się dzieją – bo pamięć nie działa w trybie archiwum. Ona działa tylko wtedy, gdy się ją pielęgnuje.
Niemcy mają swój Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge, wspierany przez państwo, z budżetem, strukturą, kampaniami edukacyjnymi. A my, Polacy?
Mamy wolontariuszy. Pasjonatów. Ludzi, którzy po pracy, wieczorami, w weekendy, przeglądają stare dokumenty, piszą do urzędów, robią zdjęcia i próbują ocalić to, co jeszcze można.
Istnieje umowa między Polską a Niemcami o ochronie grobów wojennych. Istnieje też niemieckie Gräbergesetz, które daje ramy prawne dla zachowania takich miejsc. Ale w praktyce wiele zależy od dobrej woli lokalnych urzędników i determinacji jednostek.
Dlatego zadajmy sobie kilka niezwykle ważnych pytań. Czy dzisiejsza polityka historyczna Niemiec jest nam, Polakom, przychylna? Dlaczego tak wiele decyzji dotyczących losu mogił naszych rodaków podejmowanych jest bez naszego udziału, często za naszymi plecami? Czy Polska ma realny wpływ na sposób, w jaki na terenie Niemiec upamiętnia się ofiary II wojny światowej pochodzenia polskiego? Czy brak wspólnego głosu i systemowej obecności oznacza, że oddaliśmy pamięć w obce ręce – zbyt wcześnie i bez walki?
Jednym z najbardziej bolesnych braków w całej sprawie ochrony polskich grobów w Niemczech jest to, że nikt w Polsce nie koordynuje tego w sposób systemowy. Nie istnieje spójna koncepcja ani strategia – zarówno na poziomie państwowym, jak i społecznym – która określałaby, jak, gdzie i przez kogo te groby mają być odnajdywane, dokumentowane, ratowane czy upamiętniane.
Nie ma szkoleń, które przygotowywałyby osoby do pracy z archiwami, z niemieckim systemem ewidencji grobów, z dokumentacją wojenną. Nikt nie uczy, jak rozmawiać z lokalnymi urzędami w Niemczech, jak odczytywać stare księgi cmentarne, jak prawidłowo zabezpieczyć informacje o grobach zanim znikną. Wszystko opiera się na intuicji i determinacji jednostek.
Nie ma wspólnej inicjatywy, która wyszłaby z polskiej ambasady, konsulatów czy instytucji państwowych, i która zgromadziłaby wolontariuszy, historyków, lokalne stowarzyszenia pod jednym szyldem. Nie istnieje polski odpowiednik Volksbundu, który nie tylko opiekowałby się grobami, ale koordynowałby działania informacyjne, badawcze i edukacyjne.
A przede wszystkim: brakuje nawet doraźnych, niewielkich środków finansowych na prace terenowe – na dojazdy, dokumentację fotograficzną, tłumaczenia, archiwalne kwerendy. Wszystko to dzieje się kosztem prywatnego czasu i pieniędzy tych, którzy czują się za tę pamięć odpowiedzialni. Bez minimalnego wsparcia finansowego nie da się prowadzić szeroko zakrojonych działań w Niemczech – kraju o dużym terytorium, wysokich kosztach podróży i skomplikowanej administracji cmentarnej.
Są pojedyncze osoby - ja sam znam osobiście tylko jedną. Są projekty. Są dobre intencje. Ale nie ma systemu, który by je połączył i nadał im siłę oddziaływania. W efekcie wielu z nas pracuje w rozproszeniu – nie wiedząc o sobie nawzajem, powielając wysiłki, a czasem niepotrzebnie tracąc miesiące, które można by zaoszczędzić, gdyby istniała wspólna platforma. Gdyby istniała przestrzeń wymiany doświadczeń, wspólnych szkoleń, wspólnej pamięci.
Czas stworzyć przestrzeń współpracy – między organizacjami, wolontariuszami i państwem. Bo jeśli nie zaczniemy tego robić razem, wiele śladów zniknie na zawsze. A wtedy będzie już za późno.
Nie jesteśmy bezsilni. Każdy z nas może coś zrobić.
Możemy zgłaszać zapomniane groby. Dokumentować je. Przesyłać historie swoich bliskich, którzy zginęli w Niemczech. Możemy wspierać działania osób i inicjatyw, które się tym zajmują – jak projekt Ostoja Pamięci. Możemy mówić o tym dzieciom, wnukom, sąsiadom. Nie musimy być ekspertami ani urzędnikami. Wystarczy, że będziemy ludźmi, którym zależy.
Nie chodzi tylko o historię. Chodzi o szacunek. O to, by nikt nie został zapomniany tylko dlatego, że zmarł z dala od domu. Chodzi o odpowiedzialność – naszą, wspólną. Szanujmy siebie. Szanujmy naszą wspólna historię.
Patronat honorowy:
Członek zbiorowy
Związku Polaków w Niemczech
© Ostoja Pamięci 2017 - 2025